niedziela, 19 października 2014

II Zło jest wszędzie cz.1



Keaty obudziła się na podłodze w bibliotece. Od razu przypomniał się jej sen o pięknym chłopaku, który kazał siebie dotknąć, a potem uciekł.

Za dużo książek – pomyślała.

Wstała z ziemi i spojrzała na telefon. Pięć nieodebranych połączeń od Thomasa. Chłopak zawsze traktował ją, jakby była zrobiona z porcelany i ciągle się o nią martwił. Zeszła po schodach i wyszła z biblioteki, kierując się w stronę kuchni. Keaty, przechodząc przez próg ogromnego salonu, mogła usłyszeć głos kucharki Marty, która była młodą, dwudziestopięcioletnią kobietą. Mimo swojego młodego wieku Marta doskonale gotowała – wszyscy mieszkańcy Instytutu chwalili jej potrawy, a nawet prosili o dokładkę. Dzięki niej, nikt nie cierpiał z powodu głodu czy niestrawności. Marta była pulchną kobietą o czarnych, kręconych włosach, brązowych oczach i średnim wzroście. Zawsze, kiedy gotowała… śpiewała. Miała bardzo wyjątkową barwę głosu. Thomas kilka razy proponował jej wzięcie udziału w programie typu X-Factor czy Mam talent, jednak dziewczyna zawsze odmawiała, tłumacząc się tremą. Keaty weszła do niewielkiej kuchni, której ściany pomalowano czerwono. Przy nowoczesnych, czarnych meblach - tato Thomasa był bardzo bogaty, mógłby być właścicielem Hotelu Plaza w Nowym Jorku, jednak żył tak jak średniozamożny obywatel swojego kraju, kolekcjonując książki - stała w skupieniu Marta. Kiedy zauważyła, wchodzącą do jej królestwa poobijaną Keaty, powiedziała przerażonym głosem:
- O Boże! Keaty! Co ci się stało?!
Na początku Keaty nie wiedziała, dlaczego kucharka tak gwałtownie zareagowała na jej widok. Nic ją nie bolało, lecz nagle przypomniała sobie o spoliczkowaniu przez matkę, a jej ręka powędrowała do policzka i poczuła ból.
- Aż tak źle? - spytała z niechęcią w głosie.
- Sama zobacz. – Marta wyjęła z kieszonki fartucha małe, okrągłe lusterko i podała je Keaty. Dziewczyna spojrzała w nie i zobaczyła cały siny, prawy policzek.
- Boże, to wygląda okropnie! Masz może jakiś lód?
- Jasne. - powiedziała Marta z uśmiechem i ruszyła do spiżarni.
Właśnie to Keaty w niej lubiła. Marta zawsze wiedziała, czy ktoś chce o czymś mówić czy nie i nigdy nie naciskała.
- A tak w ogóle to, co jest na śniadanie? - zapytała po chwili Keaty, bawiąc się podkładką pod szklankę.
- Śniadanie?! Prędzej obiad!- odparła ze śmiechem Marta.
Ale... Nie, to nie możliwe... A jednak spała cały dzień. Teraz wiedziała, po co dzwonił do niej Thomas. Keaty zawsze wstawała wcześniej i go budziła. Teraz pewnie pomyślał, że sobie poszła. Szybko wyjęła telefon, żeby zadzwonić do niego, lecz w tym samym momencie drzwi się otworzyły i Thomas wszedł do środka.
- O mój Boże! Keaty... - powiedział zdenerwowany i zszokowany.
- Wiem, wyglądam okropnie... Marta zaraz zrobi mi okład – powiedziała Keaty.
Thomas posłał jej uśmiech i usiadł na krzesło naprzeciwko niej. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale Keaty mu przerwała.
- Nie, nie boli.
- Nie o to chciałem zapytać! - powiedział oburzonym tonem.
- A więc, o co? - zapytała Keaty.
W tedy do kuchni weszła Marta i podała Keaty okład z lodu, a następnie wróciła do gotowania swojej potrawy.
- Zostaniesz tutaj? – spytał półszeptem, patrząc na podłogę.
- Thomas wiesz, że nie mogę. Muszę wrócić do domu...
- Co?! Żeby znowu cię uderzyła? Słuchaj rozmawiałem z tatą...
- Myślę, że to nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. - przerwała mu rozgniewana Keaty, po czym wyszła, zostawiając zimny okład na stole.

Nie chciała, żeby ktoś wiedział o jej mace. Najchętniej nie mówiłaby o tym nawet Thomasowi, ale nie pozwalała jej na to sześcioletnia przyjaźń. Skierowała swoje kroki do ogrodu, położonego za biblioteką. W ogrodzie było pełno kwiatów, drzew i krzewów, które wyciszały odgłosy dobiegające z ulicy. W centrum ogrodu znajdowała się niewielka fontanna z podobiznami małych aniołków. We wschodniej części ogrodu znajdowała się altana, w której państwo Benson jadali niedzielnie obiady w letnie dni. W zachodniej stronie, w cieniu drzew wisiał turkusowy hamak, do którego zmierzała Keaty. Chwilę potem nastolatka położyła się na nim i zaczęła podziwiać błękitne niebo. Gdzieniegdzie mogła zobaczyć białe obłoki, które zmieniały kształt. Pamiętała, jak zawsze siedziała tutaj z Thomasem i wspólnie patrzyli na chmury. Po krótkiej obserwacji zawsze mówili, z czym im się kojarzy dany kształt.

- Lew. - powiedział krótko Thomas.
Jak zawsze wiedział, gdzie można ją znaleźć. Położył się koło niej i dodał:
– A może słoń? Nie jestem pewny.
Keaty się zaśmiała i popatrzyła na przyjaciela.
- Z której strony lew jest podobny do słonia? Nie wiem, ale... Z resztą nieważne. Keaty, nie możesz wrócić do mamy!
- Thomas! Ty nic nie rozumiesz! To jest moja mama! – krzyknęła Keaty.
- Nienawidzisz jej- stwierdził Thomas.
- Wiem, ale… Och! Nie zrozumiesz! – odpowiedziała zirytowana Keaty.
Thomas usiadł na hamaku, a ten lekko się zachwiał. Keaty oparła się na łokciach, żeby móc widzieć przyjaciela.
- Masz rację,nie zrozumiem tego! Keaty, ona wyrzuciła ciebie z domu w środku nocy! Uderzyła cię! Pomyśl, co wywinie teraz....
- Nic. - przerwała mu nieobecnym głosem. W tym momencie nie patrzyła się już na Thomasa, lecz na zieloną, świeżo skoszoną trawę.
- Nie masz pewności. Keaty, ona cię krzywdzi, a ja nie mogę na to patrzeć! - Brązowe oczy Thomasa płonęły z gniewu i troski, a on sam czuł bezradność. Nie wiedział, jak przemówić przyjaciółce do rozsądku.
Nagle Keaty zaczęła płakać. Bardzo kochała mamę. Kiedy ta nie była pijana, była najwspanialszą matką na świecie. Keaty nie mogła jej tak zostawić. Nie mogła... Zastanawiała się, dlaczego Thomas nie potrafił tego zrozumieć. Nagle chłopak przyciągnął ją do siebie i przytulił. Zdawał sobie sprawę, że to dla Keaty bardzo trudny temat, ale nie mógł pozwolić jej wrócić do domu. Thomas bał się o nią… Bał się, że pewnego dnia przyjdzie z większymi obrażeniami albo do jego domu przyjdzie policjant i powie, że Keaty nie żyje. Na samą myśl o takim zdarzeniu przechodziły go dreszcze, a serce biło szybciej. Mimo tego, że byli w tym samym wieku, zawsze traktował Keaty jak młodszą siostrę, w której potajemnie się kochał. Nigdy nie wyznał Keaty, co do niej czuje, ponieważ nie chciał popsuć ich kilkuletniej przyjaźni swoim wyznaniem. Była dla niego ważna, bardzo ważna. Nie chciał jej stracić… A na myśl, że dzieje się jej coś złego, rozpierał go potężny gniew.
- Keaty, czy wszystko w porządku? - po chwili zapytał z troską.
Jednak dziewczyna nie odpowiadała. Była wtulona w jego ramie. Jej falowane, jasnobrązowe włosy opadały na jego ramiona, a jego koszulka była mokra od jej łez. Objął ją mocniej i delikatnie zmienił pozycje. Teraz znowu leżeli, jednak Keaty była obrócona do niego bokiem i wciąż płakała. Ta cała sytuacja ją przerosła. Była rozdarta. Z jednej strony nienawidziła swoją matkę, a jednak, gdzieś w środku, kochała ją... Czuła się za nią odpowiedzialna i bała się o nią.
- Nie... Nic nie jest w porządku Thomas. - powiedziała szeptem po dłuższej chwili.
Chłopak obrócił ją w swoją stronę i powiedział stanowczo. - Dobrze. Pójdziemy tam dzisiaj. - Keaty zamrugała wytrącona ze świata myśli. Otarła oczy i szepnęła załamującym się głosem. - Jak to my? Nie mówisz serio?
- Owszem mówię - powiedział z uśmiechem.
- Jesteś niepoważny! A jak będzie tam Bill? Co się stanie Thomas, jak rzuci się na ciebie? Nie Thomas, pójdę tam sama.
Usiadła i popatrzyła na przyjaciela, czekając na jego reakcje. W głębi duszy nie chciała iść tam sama. Wiedziała, że będzie tam Bill. Wiedziała, że na pewno ją uderzy. Bardzo się tego bała, lecz o wiele bardziej martwiła się o bezpieczeństwo Thomasa. Nie chciała, żeby coś mu się stało. Nie zniosłaby tego! Bill był napakowanym 35 - latkiem, o wiele wyższym i silniejszym od Thomasa, a do tego pod wpływem alkoholu bywał bardzo agresywny. Wielokrotnie pobił jej matkę, zresztą ją też. Raz z powodu mocnego pobicia trafiła do szpitala. Wtedy Thomas kazał jej mieszkać u niego przez tydzień i tym bardziej chce tam iść!
- Bill nie będzie zadowolony, jak wrócisz. Na samą myśl, że może ci się coś stać... - rzekł Thomas.
- Nic mi się nie stanie!! Ale tobie... - zaczęła spokojnym tonem Keaty.
- Mi też nie! Choć raz pomyślałabyś o sobie! - sprzeciwił się jej gniewnym tonem i zszedł z hamaka. Keaty pokiwała tylko głową. I zrobiła to samo, co on.
- Jeśli coś ci się stanie, to nie odezwę się do ciebie przez cały miesiąc! - zmierzyła przyjaciela chłodnym wzrokiem i dodała - Albo nie, przez dwa.

Natomiast Thomas tylko się zaśmiał. Złapał ją za rękę i ruszył do biblioteki. 

****

Chciałybyśmy Was bardzo, bardzo, ale to bardzo przeprosić! :* Rozdział miał być 9 października, a jest dodany 19 października...

Lily M. przed Wami się kaja... bo to z mojego powodu rozdział jest dodany tak późno a nie Cheerful Shrew. W tym roku zaczęłam studia i moje życie niespodziewanie spłatało mi pewnego figla. Na szczęście sytuacja powoli stabilizuje się i myślę, że od przyszłego miesiąca rozdziały będą dodawane regularnie. W tym tygodniu postaram się wstawić część 2 rozdziału.

Tymczasem pozdrawiam i życzę miłego wieczoru.
Lily M. :*

Do pozdrowień dołącza się Cheerful Shrew. :D :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz